Od atomu przez religię do życia po życiu
Czy istnieje życie po życiu? Zacznijmy od początku.
Wszystko na znanym nam wszechświecie składa się z atomów. Absolutnie wszytsko. Atomy składają się z protonów, neutronów i elektronów. Zapewne istnieją jeszcze mniejsze nieznane nam cząstki materii, ale skupmy się na tym co mamy. A więc - przyjmuje się, że wszcechświat powstał ze skondensowanej materii, która w pewnym momencie zaczęła się nieskończenie rozkurczać. Tak powstała woda, pierwsze jednokomórkowce, które ewoluowały i, chcąc nie chcąc, my także z nich powstaliśmy. DO czego zmierzam? Pojmowanie życia po życiu wykształciły religie. Gdyby nie było religii, ludzie by nawet o tym pewnie nie myśleli. Ale religie są od niedawna (kilka tys. lat p.n.e to jest niedawno w porównaniu do historii wszechświata). Wykreowane zostały przez takich samych ludzi jak teraz (no, może nieco głupszych...). Początkowo były swego rodzaju opium dla ludu lub "straszydłem" ("macie mnie słuchać, bo bóg ześle na was klątwę" - i pojawia się zaćmienie słońca...). Później ludność sama, bez przymusu przyjmowała wiarę w jakiegokolwiek boga i konsekwencje jakie ponosi się po śmierci. To też było swego rodzaju dobrowolnym "straszydłem na ludność" - będzesz czynił dobrze - pójdziesz do Nieba, będzies grzeszył - paszoł won do piekła na tortury... wtedy ludzie wszystko pojmowali dosłownie i prosto - dziś 7 dni stworzenia świata uważa się za metaforę milionów lat, boga za istotę boską niekoniecznie mężczyznę itp. bo nauka poszła do przodu i ludzie nadal chcą wierzyć i tłumaczą sobie wszytsko tak, żeby brzmiało to jak najbardziej racjonalnie a nie kolidowało z zasadami wiary. Ale zaraz... coś nie w tą stronę sie zapędziłem... wróćmy do naszych protoplastów zwanych jednokomórkowcami. Czy one wierzyły w jakiegokolwiek boga? Czy bóg stworzył ich na swój obraz i podobieństwo? Nie... kiedyś ludzie nie wiedzieli, że nie powstali tak od razu, nie wiedzieli o ewolucji, więc uważali, ze bóg wygląda tak jak oni... dorzućmy do tego jeszcze deifnitywną władzą męższyzn i mamy gotowy obraz boga. Dopiero znacznie później, po stopniowym zwiększaniu się wpływów kobiet na świecie, zaczęło się wywyższać Maryję na królową niebios itp. Tego tytułu nie nadał jej ani owy bóg ani jego syn... wtedy była tylko matką rzekomego Jezusa, a gdy kobiety zaczęły mieć cos do powiedzenia na świecie, stała się "królową niebios". Cóż, samego boga nie dało się wypośrodkować pomiędzy "man" a "woman" więc został facetem z brodą w białej szacie...
A jak to się ma do życia po śmierci? Ludzie tłumaczyli sobie swój początek, którego za ch... nie rozumieli wszelakimi religiami. W ten sposób także tłumaczyli sobie swój koniec. "Skąd się wziął świat i my? Bóg stworzył. Co się dzieje jak umrzemy? No przecież nie możemy tak po prostu umierać! Jak ktoś był dobry, idzie do Nieba, jak zły do Piekła, jak "po środku" - do czyśćca"... A dlaczego ludzie niby mają tą duszę, która idzie do tego rzekomego Nieba/Piekła/etc? Bo ludzie jako jedyne stworzenia potrafią myśleć abstrakcyjnie - marzyć, myśleć o sobie i świecie. To ludzie władali Ziemią, więc musieli sobie jakoś tłumaczyć swoją wyższość nad zwierzętami, które od wieków wykorzystywali do własnych celów. Dusza stała się więc zarówno wytłumaczeniem możliwości życia po życiu jak i władzy człowieka nad zwierzęciem. Tylko problem w tym, że absolutnie WSZYSTKO składa się z pierwiastków, a pierwiastki z atomów. Zwierzęta nie myślą abstrakcyjnie, więc nie potrafią sobie czegoś wymyśleć. Coś "niematerialnego" nie istnieje. Nawet nasze myśli są cząstkami energii w mózgu. A to właśnie one stworzyły wszystkie religie, boga, sny i marzenia. Czy nam się to podoba czy nie, to właśnie one są sprawcami wszytskiego co uważamy "niematerialne".
Ale wróćmy do sedna sprawy - jak to wszystko ma się do "życia po żcyiu"? Przecież istnieją ludzie, którzy wrócli z "tamtego świata"! Heh... właśnie, dlaczego tamten świat jest "świetlistym tunelem" i są w nim istoty podobne do aniołów itp.? To są właśnie nasze myśli. Każdy sen jest naszą wizją wykreowaną przez nic innego jak poczciwy mózg. Wszystko inne gdy umiera po prostu umiera... krew przestaje się tłoczyć w ogranizmie, nie dopływa do mózgu, mózg przestaje pracować... zwierzę powoli się rozkłada i staje się przedostatnim ogniwem zżeranym przez destruenty. Atomy jego ciała łączą się z innymi tworząc cząsteczki inne niż poprzednio, lub zostają w tych cząsteczkach co poprzednio i lecą dalej w karuzeli naturalnego obiegu materii w przyrodzie. Powiecie: "przecież niektórzy ludzie umarli a potem ożyli, to są fakty potwierdzone przez lekarzy. I oni mówili, że wiedzą co jest na tamtym świecie". Tak, tak, z medycznego punktu widzenia, umrzeć a po chwili ożyć jest mozliwe. Ale wszytsko, co ci ludzie rzekomo widzieli "po drugiej stronie życia" było wykreowane przez ich mózg na kilka sekund PRZED śmiercią, kiedy byli nieprzytomni. Gdy krew nie tłoczy się do mózgu, mózg nie pracuje a w konsekwencji ludzie nie mają prawa ani myśleć, ai marzyć, ani śnić... a wszystko, co niematerialne czy religijne, zostało wykreowane właśnie przze nasz mózg, nasze myśli. Czy nam się to pdooba, czy nie...
PS. Uff... ale mi ulżyło jak to napisałem
