Wto Lip 15, 2008 7:38 am przez czerkasia
Miliony ludzi, którzy otarli się o śmierć, opisują doświadczenie opuszczenia swojego ciała i podróży do innego świata. Czyżby był to dowód na istnienie życia po śmieci, czy też są to tylko ostatnie myśli gasnącego mózgu?
Kiedy KGB postanowiło zamordować Cotne Rodonaja, gruzińskiego dysydenta, nie pozostawiono mu najmniejszej szansy. Najpierw potrącili go samochodem, a następnie, dla pewności, jeszcze raz przejechali. Ciało zostało jak najszybciej zabrane do kostnicy i zamrożone, by można było dokonać sekcji zwłok. Po trzech dniach, kiedy patolog zrobił pierwsze nacięcie, Rodonaja otworzył oczy. Lekarz zamknął je i kontynuował zabieg, ale oczy otworzyły się znowu. Na przekór wszystkiemu, Rodonaja żył. Sam fakt, że Cotne Rodonaja przeżył, jest niesamowity, jednak najbardziej zdumiewająca była jego opowieść o tym, co widział w czasie, kiedy był "martwy". Miał wrażenie, że znalazł się w świetlistym świecie, w którym nie obowiązywały prawa fizyki. Mógł przemieszczać się dokąd chciał, widzieć poprzez ściany, czytać ludzkie myśli i odbywać podróże w czasie. Lekarze nie uwierzyliby mu, gdyby nie dowody, jakie im przedstawił. W czasie swej "podróży" słyszał płacz noworodka w pobliskim szpitalu. Dzięki swej nadnaturalnej percepcji zdołał dostrzec, że dziecko ma pęknięte biodro, o czym nie wiedzieli lekarze. Po odzyskaniu mowy ( po 3 dniach od przebudzenia ) natychmiast poinformował o tym personel szpitala. Oczywiście Rodonaja nie mógł wiedzieć o istnieniu dziecka, nie mówiąc już o jego obrażeniach. Jednak prześwietlenie promieniami rentgena potwierdziło jego słowa. Dotychczas jedynym wytłumaczeniem tej tajemniczej historii jest wersja podana przez samego Rodonaja.
Materiał dowodowy
Cotne Grigoriewicz Rodonaja "zmarły" w 1976 roku mieszka obecnie w Teksasie i jest pastorem w kościele metodystów. Z doświadczeniem własnej śmierci ( ang. NDE - Near - death - Experience ) mamy do czynienia kiedy człowiek umiera i ma wizje życia po śmierci, zanim wróci do świata żywych. Opisy tego stanu mają wszelkie cechy doskonałego kłamstwa: są proste, niesprawdzalne i ludzie chętnie w nie wierzą. Ale czy rzeczywiście jest to kłamstwo? Przeprowadzone w 1992 roku badania wykazały, że w samych Stanach Zjednoczonych 13 milionów ludzi doświadczyło czegoś w rodzaju przeżycia własnej śmierci. Miliony innych przypadków opisano w tak odległych od siebie krajach jak Wielka Brytania, Indie, Chiny czy Zair. Zwraca uwagę fakt, iż w większości przypadków relacje ludzi, którzy doświadczyli własnej śmierci, są do siebie podobne, niezależnie od wyznawanej religii czy wierzeń.
Ku światłu
Typowe NDE zaczyna się od tego, że umierający niejako opuszcza swe ciało i zaczyna widzieć świat z perspektywy ptaka. Następnie wchodzi do ciemnego tunelu, na końcu którego lśni mocne światło. Kiedy już dociera do źródła owego światła, doznaje zazwyczaj uczucia absolutnego spokoju, w momencie tym często pojawia się wizja Boga. W niektórych przypadkach owa wizja zastąpiona jest obrazem piekła. Po wejściu w strefę światła umierający słyszą głos, który zadaje im pytania: Czy udało im się coś osiągnąć? Czy zrobili coś złego? Następnie głos stwierdza, że skoro mają jeszcze coś do zrobienia na ziemi, to muszą tam wrócić. Niechętnie poddają się temu nakazowi, a po powrocie do świata żywych ich światopogląd ulega zwykle zmianie. Śmierć nie budzi już obaw, a dotychczasowy materializm zostaje zastąpiony postawą nakierowaną na sprawy duchowe. Podobieństwo cechujące większość opisów tego stanu sugeruje, że mamy tu do czynienia z czymś, co dzieje się naprawdę. Wciąż jednak pozostaje pytanie: czy jest to przemiana duchowa, czy tylko wynik zmian psychofizycznych?
Umierający mózg
Dr Susan Blackmore, psycholog z Uniwersytetu West of England, twierdzi, że wiele opisanych przypadków może być wyjaśnionych jako wynik niedotlenienia mózgu. "Gasnący mózg może wciąż budować modele świata," twierdzi dr Blackmore, "tyle, że nie będą one powstawać w oparciu o doświadczenie zewnętrzne, lecz z pamięci i wyobraźni. Podobnie jak sny i wspomnienia, mogą być one oglądane z perspektywy ptaka." Teoria dr Blackmore stała się przedmiotem ostrej krytyki. Profesor David Fontana z Uniwersytetu Monho w Portugalii podkreśla, że w wielu relacjach pojawiają się zupełnie nowe dla opisujących je osób zdarzenia, które nie mogły pochodzić ze wspomnień, czy też wyobraźni. Potwierdziły to eksperymenty przeprowadzone na ochotnikach, którzy zgodzili się przebywać w komorze z ograniczona ilością tlenu. Ich sprawność fizyczna, jak i psychiczna, w tym pamięć, zmniejszyła się znacznie. Mimo, że niektórzy mieli halucynacje, ich wizje w niczym nie przypominały klarownych opisów stanu, w jakim znajdowali się umierający. Według dr Blackmore "samo niedotlenienie mózgu nie wyjaśnia efektu doświadczenia śmierci. Być może jest to efekt zwiększonego wydzielania endorfiny." Endorfina to substancja podobna w działaniu do morfiny, uwalniana w mózgu pod wpływem stresu. To dzięki niej, np. w razie złamania kości, jesteśmy w stanie poradzić sobie z bólem. Zatem, w momencie śmierci endorfina stanowiłaby coś w rodzaju naturalnej tabletki nasennej.
Wizje piekła.
Argument z endorfiną ma swój słaby punkt. Mózg, który, próbowałby uwolnić od bólu, starałby się raczej wytworzyć przyjemne wizje. Niestety, nie wszystkie doświadczenia ludzi, którzy przeżyli własną śmierć, są przyjemne, a wielu z nich odwiedza krainę koszmaru. Podobnie jak wizje nieba, tak i obrazy piekła są do siebie bardzo podobne. Doktor Maurice Mawlings, kardiolog, zauważył, że wielu jego pacjentów opisywało swoje "pośmiertne" podróże jako wyprawy w głąb piekieł. Oto jedna z tych relacji: "Spoglądałem z góry na swoje ciało, leżące wciąż na stole operacyjnym. Nagle zostałem wciągnięty do jakiegoś ciemnego miejsca, w którym pełno było pyłu, a powietrze było niewyobrażalnie gorące. Byłem przerażony. Miałem wrażenie, że coś mnie obserwuje, jakieś demony, czy potwory...Zacząłem krzyczeć, żeby mnie wypuścili. Wtedy znalazłem się znowu w swoim ciele. Od tej pory bardzo boję się śmierci. Nie potrafię zasnąć przy zgaszonym świetle."
Efekt zbiega.
Argument o wpływie endorfiny staje się jeszcze mniej przekonywujący jeśli weźmie się pod uwagę tzw. "efekt zbiega." Jak podkreśla profesor Fontana, bardzo niewielu sportowców, którzy w czasie zawodów mają podwyższony poziom endorfiny, dzięki czemu ich wydolność znacznie się zwiększa, doświadcza czegoś co przypominałoby wizje ludzi, którzy przeżyli własną śmierć. Znane przypadki doświadczenia własnej śmierci dotyczyły jedynie takich sportowców, jak samotni żeglarze, czy alpiniści. Jednak, jak twierdzą świadkowie, były one związane nie tyle z efektem zwiększonego wydzielania endorfiny, co z rzeczywistym zagrożeniem życia. W 1994 roku alpinistka Jacqui Greaves odpadła od ściany w szkockich górach Cairngorms i spędziła 16 godzin w lodowatym kamieniołomie. "Czułam się bardzo dziwnie", opisuje swoje przeżycia Jacqui, "miałam wrażenie, że opuściłam swoje ciało i znalazłam się w pięknej, błękitnej krainie. To było cudowne uczucie, a co najważniejsze nie czułam już zimna." Być może to dzięki temu doświadczeniu Jacqui znalazła siły, by zbudować sobie ze śniegu osłonę, która pomogła jej przetrwać aż do nadejścia pomocy. Wizje życia po śmierci mogą być też wyjaśniane jako reakcja mózgu na leki, czy nawet efekt zatrucia krwi spowodowanego niewydolnością nerek. Zważywszy na fakt, iż często w celu zmniejszenia bólu podaje się umierającym morfinę, lub inne halucynogenne narkotyki, można przyjąć, że to właśnie narkotyki wywołują wizje, o których opowiadają ci, którzy wymknęli się śmierci. Jednak w większości znanych przypadków, narkotyki nie były podawane. Co więcej, jeden z tych, którzy przeżyli, Steven Ridenhour, na co dzień używający narkotyków, próbował potem odtworzyć ów szczególny stan przy pomocy najrozmaitszych nielegalnych używek. "Niestety, żaden nie dawał tego efektu, nie udało mi się osiągnąć w przybliżeniu podobnego stanu." Niemal wszyscy ludzie, którzy doświadczyli własnej śmierci zmieniają się zarówno fizycznie jak i psychicznie. Sceptycy mogą nie wierzyć w ich zapewnienia, trudno jednak nie liczyć się z faktami.
Cudowne uzdrowienia.
W 1982 roku u Mellena-Thomasa Benedicta, operatora filmowego, stwierdzono nieuleczalnego raka. Zgodnie z przewidywaniami lekarzy zmarł i przez 90 minut znajdował się w stanie śmierci. W tym czasie Benedict doświadczał standardowych wizji, po czym powrócił do swojego ciała. Nauka jest w stanie wyjaśnić to, że po ponad godzinie znowu zaczęło bić serce. Nie potrafi jednak wytłumaczyć, dlaczego kiedy pacjent obudził się po "nieuleczalnym" raku nie było ani śladu.
Nowe badania.
Uzdrowienie M.T. Benedicta dowodzi, że tak psychicznie wydawałoby się zjawisko, jakim jest doświadczenie własnej śmierci, może wywoływać zmiany fizyczne. Dwa zupełnie niezależne programy badawcze wykazały, że owe zmiany mogą mieć bardzo różny charakter, jak również, że zjawisko to dotyczy niemal 90 % badanych. Do najbardziej typowych zmian należą: obniżenie ciśnienia krwi, nadwrażliwość na hałas i jasne światło, alergie, a nawet uczulenie na domowe chemikalia. Zwrócono również uwagę na zaburzenia elektryczne, z jakimi spotykali się badani. 35 % twierdziło, że częściej wybuchają im żarówki. 20 % zauważyło zaburzenia w ich komputerze osobistym. Połowa zakłócała odbiór telewizorów. Poza tym zaobserwowano całą gamę mniej typowych objawów, od zegarków, które przestawały chodzić, po nie działające telefony. Jak zatem jest naprawdę? Na pewno wiemy tylko tyle, że odpowiedź poznamy w dniu swojej własnej śmierci. Nauka jest bezradna. Niedotlenienie, endorfina i leki wyjaśniają część przypadków, nie są jednak w stanie wyjaśnić zjawisk paranormalnych. Skąd Cotne Rodonaja mógł wiedzieć o złamanym biodrze dziecka? Co stało się z "nieuleczalnym" rakiem Mellena Thomasa Benedicta? Relacje ludzi, którzy przeżyli własną śmierć, wydają się być prawdziwe. Wszyscy, niezależnie od wyznawanych religii, mieli podobne wizje. Czyżby więc nasz umysł w obliczu śmierci opuszczał ciało? Czyżby stan podwyższonej świadomości był naturalną cechą naszej psychiki?
Nowe spojrzenia na życie.
Parapsycholog David H. Lund w swojej książce "Śmierć a świadomość" pisze: "Postrzeganie pozazmysłowe staje się tym wyraźniejsze, im bardziej zmniejsza się wpływ umysłu. Z takim właśnie zjawiskiem mamy do czynienia w przypadku doświadczenia śmierci. Świadomość utrzymuje się nawet wówczas, kiedy ciało ( wliczając w to mózg ) staje się zbędne." Być może to sceptycy mają jednak rację? Wizje życia po śmierci mogą być kreowane przez umierający mózg. Jeśli jednak umierający mózg potrafi wzbudzić nasze siły psychiczne, to ludzie, którzy przeżyli własną śmierć, mają okazję dowiedzieć się czegoś nie tyle o życiu po śmierci, ile o drzemiących w człowieku możliwościach. Chociaż nie pomaga nam to w wyobrażeniu sobie "życia po życiu", to przynajmniej dowiadujemy się czegoś o życiu jako takim.
ANALIZA - świetlisty tunel.
Wizje towarzyszące umieraniu wyjaśnia się najczęściej niedotlenieniem mózgu. Obniżenie poziomu tlenu w mózgu powoduje, że sygnały docierające do mózgu stają się jakby "szalone", przez co zaburzone zostają funkcje widzenia. Środek pola widzenia jest "obsługiwany" przez większą ilość komórek niż jego peryferia. Nie dotlenione komórki zaczynają wysyłać do mózgu coraz mocniejszy sygnał. Im mocniejszy sygnał tym jaśniejszy obraz. Dlatego tam, gdzie komórek tych jest więcej tzn. w środku pola widzenia, jest najjaśniej, im bliżej krawędzi, tym obraz ciemniejszy. Daje to efekt zbliżony do widoku wnętrza tunelu. Na zdjęciu widać symulację komputerową stworzoną przez Mario Markusa, fizjologa z instytutu Maxa Plancka. W miarę zmniejszenia się ilości tlenu rozjaśniają się też boki, co sprawia, że światło z końca tunelu zdaje się przybliżać.
NOTATNIK - żywe trupy. Wciąż bez odpowiedzi pozostaje pytanie, czy mówiąc, że ktoś przeżył własną śmierć, mamy na myśli, że umarł i zmartwychwstał, czy też, że przez jakiś czas po prostu nie dawał oznak życia. Pomyłki lekarzy w stwierdzeniu czyjegoś zgonu zdarzają się częściej, niż nam się to wydaje. 2 grudnia 1995 roku jeden z wychodzących w Chinach dzienników opisał przypadek 81 letniej kobiety, która obudziła się tuż przed swoja kremacją. Leżała już na wózku, na którym miała wjechać do pieca krematoryjnego, kiedy jeden z pracowników zauważył, że poruszyła ręką i zatrzymał wózek. W 1992 roku w Londynie 71 letniego mężczyznę uznano za zmarłego po tym, jak zakrztusił się kością kurczaka. Trzy dni po pogrzebie grabarze usłyszeli dobiegające z grobu pukanie, wykopali więc trumnę. Mężczyzna jeszcze żył, miał jednak sporo kłopotów z przekonaniem władz o rodziny, że jest tym, za kogo się podaje. Historia koniety pogrzebanej w Gaenheim w Niemczech w 1986 roku jest chyba najbardziej wstrząsająca. Zaraz po pogrzebie zasypujący grób grabarze usłyszeli słabe pukanie dobiegające z trumny. Przez 10 minut nasłuchiwali coraz słabszego pukania, kiedy ucichło - zasypali grób
Źródło: Faktor X